MY DOG IS GENOVESE
Hej, Hej…..
Długo mnie nie było , bo też bardzo dużo się działo.
W międzyczasie jak wszyscy wiemy wybuchła też wojna, a właściwie nazwijmy rzeczy po imieniu – Ukraina została zaatakowana przez wojska Putina. Niestety cierpią nic niewinni ludzie i Ci niewinni ludzie też umierają.
Pierwsze dni wojny były dla mnie dewastujące, nie odklejałam się od telefonu, właściwie mogłam nie jeść i nie spać . Byłam w strachu i starałam się wyobrazić mnie w takiej sytuacji, bo to , że w niej nie jestem to tylko dlatego ,że mam szczęście.
Póżniej była podróż do Włoch , wiele spraw do załatwienia ,ale też taka myśl ,że trzeba być silnym, aby pomagać innym i , że może właśnie teraz powinniśmy się obudzić i żyć – tak żyć bo życie na nas nie poczeka i nie da nam gwarancji na nic. Więc pracujemy nad sobą , dbamy o siebie , żeby mieć siłę by pomagać tym, którzy nas potrzebują! Po prostu nie zapominajmy o tym ,że nasza pomoc będzie potrzebna tym , którzy uciekają od wojny przez dłuższy czas. Pomagajmy też rozsądnie ,szukając zweryfikowanych zbiórek.
W ostatnim czasie mam bardzo duży apetyt na życie , bo nie chce marnować z niego już żadnej sekundy.
Dlatego znalazłam swojego wymarzonego psa (chciałam mieć Cavalier King Charles Spaniela już od dłuższego czasu).
Na początku z mężem zadzwoniliśmy do kilku hodowli w Toskanii ,ale albo nie było już nic dostępnego albo trzeba było czekać i zadzwonić za miesiąc.
Gdy wracaliśmy z Mediolanu , w żartach powiedziałam do mojego męża , że Genua jest tak blisko Toskanii (ok still to są dwie godziny) no to możemy się tam wybrać w weekend.
Mój mąż zachwycony tym pomysłem nie był , mówiąc , że na razie nie chce mu się długich podróży autem.
Już w domu, zaczęłam sobie myślec , że ja nie chcę czekać nie wiadomo ile na mojego psa, że chcę mieć go w domu as soon as possibile. Napisałam więc do dwóch oficjalnych hodowli *obydwie certyfikowane* jedna w Genui , druga w Bolonii prowadzona zresztą przez naszą rodaczkę.
Pomyślałam sobie , ok jeśli nikt mi nie odpisze, albo odpowiedź będzie negatywna to dam sobie spokój i wrócę do poszukiwań w maju.
Następnego dnia obudziłam się z odpowiedzią z Genui
“Dzień dobry, tak mamy dostępne szczeniaczki, zapraszam do kontaktu telefonicznego“
Ledwo obudzona mówię do męża :
Ejjj zobacz co mi odpowiedzieli , weź tam szybko przedzwoń
Tak się też stało i dzień pózniej byliśmy już w Genui trzymając w rękach to kilka gram szczęścia , które dołączy do nas za dwa miesiące.
Poranek w tej domowej hodowli był dla mnie jak wizyta w Disneylandzie (a nawet lepiej , mogę porównać – Disneyland odwiedziłam kilka lat temu).
Nigdy nie zapomnę sceny kiedy to po okazaniu nam wszystkich dokumentów rodziców i dziadków naszego szczeniaczka, pani z hodowli postanowiła nam przedstawić jej 10 Cavalierów.
Wszystkie naskoczyły na nas jednocześnie , mój mąż cały w stresie (nie miał nigdy psa w swoim życiu), a ja w siódmym niebie.
To był dla mnie też bardzo terapeutyczny moment , od tych psów biła miłość. Ich nie obchodzi kim jesteś, co robisz w życiu. One Cię kochają takim jakim jesteś.
Mój szczeniaczek Lillo (ok nasz ,bo mój mąż się obrazi , że to też jego przecież ) , urodził się 27 lutego, w dzień naszej rocznicy ślubu (czy to przeznaczenie?) jest w połowie Francuzem (french dad) a w drugiej połowie jest genuińczykiem (ok chyba wymyśliłam nowe słowo). Pochodzi z miasta, skąd wywodzi się PESTO. Jest ktoś komu nie smakuje pesto btw?
A poza tym to Genua jest największym portem Włoch , a niektóre elementy centrum (centro storico) w 2006 roku zostały wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO. Lillo tak jak ja jest znad morza (ja z Gdańska) i nie mogę się już doczekać aż będzie z nami w domu.












Leave a Reply